6 grudnia, Atlas Arena Łódź – Rihanna Loud World Tour w Polsce. Ogólne wrażenia po koncercie…Bez większego entuzjazmu wybrałem się z Julitą na koncert Rihanny. Hordy ludzi przy bramce wejściowej – „no to marzniemy…”. Nie – szok – 100 metrowa kolejka posuwała się nadzwyczaj szybko do przodu, więc w parę chwil znaleźliśmy się w Arenie. Calvin Harris już rozgrzewał publiczność, niestety kolejki do szatni blokowały wejście na halę. Swoją drogą – patologia ludzka nie zna granic – 4 szatnie, a kolejka tylko do jednej, bo „przecież wszyscy stoją tutaj, to ja też pewnie muszę stać” – a w innych – szatniarki stały bezczynnie. Gdy przekroczyliśmy barierę ludzi z kurtkami – od razu zrobiło się luźno i można było ruszyć na płytę. WOW! To cisnęło się na usta, gdy ujrzeliśmy pięknie oświetloną Atlas Arena. Wielki telebim wyświetlał wizualizacje do muzyki Harrisa, która niestety – była za głośna. Głośniki momentami charczały, co mnie delikatnie zaniepokoiło, ale nie o tym teraz. Bezproblemowo udało się dotrzeć w okolice drugiego/trzeciego metra od barierek dzielących płytę z golden circle, tak więc byliśmy 20-25 metrów od sceny – świetnie? Średnio. Przed barierkami stali praktycznie sami 180cm+, a scena niestety była niska… Na zegarze Areny wybiła 19:00, chwilę przed tym DJ zakończył swoje show. Teraz to co najgorsze – czekanie na gwiazdę wieczoru. Teoretycznie do 19:30, ale przecież modne jest spóźnienie – tylko jak duże? 660 sekund – dało się przeżyć. Światła zgasły, co zaowocowało głośnym, ale radosnym „uuuuuuuuuuuu!” w całej hali. Koncert Rihanny otworzyło świetne intro:
Nareszcie! Rihanna (w blond (!) peruce) wyjechała zza telebimu w metalowej kuli, ubrana w krótki niebieski płaszczyk i rozpoczęła śpiewać swoje Only Girl. Teraz muszę już rozwinąć kwestię nagłośnienia, które do najlepszych nie należało. Operatorzy przedobrzyli z bassem i z poziomem głośności. W momentach utworów, gdzie pojawiały się wyższe dźwięki z głośników wydobywał się nieprzyjemny odgłos zgrzytania/charczenia – taki który zwykle pojawia się jak przesadzimy z pokrętłem volume. Na to jednak nic nie można było poradzić, więc trzeba było cieszyć się dalszymi utworami. Pomimo tego, że wcześniej z Julitą przeglądaliśmy niektóre setlisty z ostatnich występów RiRi, to jednak cały czas dotykała nas ta cudowna niepewność – „a co teraz będzie”? Druga była Disturbia, która wypadła bardzo słabo (mimo tego, że się rozebrała :). Osobiście uważam, że ten kawałek nie nadaje się koncert, bez wszystkich efektów dźwiękowych związanych ze zmianą głosu Rihanny nie wypada to tak świetnie jak w wersji z płyty. Koniec narzekania! Shut Up! ( and drive ), to numer 3, podczas którego na telebimach wyświetlane były bardzo ciekawe animacje związane z crash-testami,a sama gwiazda ze swoją ekipą tancerzy kręciła się wokół kolorowego wraku samochodu. Po tym utworze zaczęły wyć syreny policyjne, a cała scena pokryła się w migających czerwono-niebieskich barwach. Tak, tak – Man Down, który był wykonany przez Rihannę na siedząco (już chciała odpoczywać?). Gwiazda zniknęła na dłuższą chwilę, oczywiście wypełnioną kolejnym przerywnikiem:
Tym razem Rihanna na tronie, ubrana czarny garnitur, trzymając czarne berło-laskę, którą podczas Darling Nikki rozkazywała swojej tancerce. Choreografia tego utworu była jednocześnie ciekawa i kontrowersyjna, zresztą przekonaj się sam/a:
Jako że klimat był już odpowiedni – przyszła pora na S&M, które znowu wypadło średnio – brakowało jakiejś prędkości temu utworowi, jakiejś większej pompy w wykonaniu. Numer 7 na setliście w Łodzi, to wolniutkie Skin – świetnie wykonane, Rihanna pokazała że umie śpiewać na żywo. Przerwa. Kolejny wjazd na scenę, tym razem – na różowym czołgu (!). Siedząc na dziale zaśpiewała Raining Men, a następnie Hard, któremu towarzyszyła świetna choreografia – tancerki i tancerze przebrani w żołnierskie moro z różowymi shotgunami maszerowali po scenie wraz z Rihanną. W połowie koncertu trzeba było troszkę pościemniać, więc w głośnikach poleciało stare Breakin’ Dishes oraz cover Glamorous Life, zakończone „solówką” RiRi na perkusji. Był to bardzo ciekawy moment, ponieważ gwiazda nieoczekiwanie znalazła się jakieś 15 metrów od nas. „Who run this town tonight Poland?” – „Rihannaaaaaaa” – w taki sposób rozpoczął się kolejny utwór – Run This Town. Muszę stwierdzić, że przez te 3 utwory publiczność trochę przysnęła. Aż się prosiło o to, żeby zagrać coś szybszego. Nie tym razem, lecz nie ma co żałować. Rihanna w długiej żółtej sukni i wysokich kozakach, pojawiła się na wysokiej platformie, z której wyśpiewała ślicznie Unfaithful, następnie przeszła na podwyższenie sceny z prawej strony do gitarzysty i zaśpiewała z publicznością Hate How That I Love You. A zaraz po tym, cudowne California King Bed. Muszę przyznać, że ten utwór bardzo dobrze wypadł na żywo. Publiczność się rozmarzyła, telefony w górze i głośne śpiewanie refrenu… Ah…
Czas dać czadu. Rozgrzewka w postaci:
Znajdujesz się na moim prywatnym blogu. Jak widać – zawiera on trochę tekstów o informatyce, muzyce, filmach i kilku innych rzeczach – wszystkie są związane z moimi zainteresowaniami. Nie piszę wielkich tekstów, nie zachowuję się obiektywnie, dlatego nie każdemu ten blog przypadnie do gustu. Jeżeli coś strasznie Cię gryzie – obrzuć mnie błotem w komentarzach, a jeżeli wręcz przeciwnie – spodobało Ci się – również będę wdzięczny za opinie.
access anthrax bemowo dvd festival film koncert kryminał krótko kurs megadeth metallica microsoft mp3 ms muzyka nagrywanie na temat opinie opis powstaje recenzja relacja rihanna riri robert downey jr s2 samsung scrobble scrobbler serwis setlista sii slayer sonisphere społeczność stachursky stieg larsson subiektywnie test tutoriale warszawa windows xbox360 zainteresowania
WP Cumulus Flash tag cloud by Roy Tanck and Luke Morton requires Flash Player 9 or better.