Krótko i Subiektywnie o kasowym filmie Christopher’a Nolan’a – Mroczny Rycerz Powstaje. 

Media nakręciły się ostro wokół tego filmu. Po pierwsze – zakończenie znakomitej trylogii nowych przygód Batmana. Po drugie – masakra w kinie w Denver podczas pokazu premierowego. A jaki ten film był rzeczywiście?

Batman jak to Batman – w każdej części miał czarny charakter to sprzątnięcia i nie będzie spoilerem, jeżeli powiem że się znowu udało. Był mentor, był przebiegły Joker, teraz czas na napakowanego, psychicznego kolesia o imieniu Bane. Jest on związany z Ligą Cieni (część pierwsza), tak więc historia zatacza koło. Standardowo też – zły chce zniszczyć miasto, a Nietoperzyk chce…wróć – musi je uratować. Tak więc – fabuła jest żenująca.

Co ratuje ten film?
Może ze dwa zwroty akcji, których nie dało się przewidzieć…
Może gra aktorska…
Może garstka efektów specjalnych…
Może dobre przedstawienie anarchii wśród ludzi…

Nie wiem, na prawdę sam nie wiem co powoduje, że ten film mi się podobał. Bo analizując każdy element filmu, który można poddać ocenie – Mroczny Rycerz Powstaje wypada po prostu dobrze. Nie źle i nie fenomenalnie. Na pewno też marketing wywołał u mnie efekt oczekiwań i w kinie byłem oczarowany tym filmem, a na chłodno oceniam go inaczej.

Produkcja Nolan’a jest długa (około 2.5h), więc historia w niej opowiedziana jest też długa, jednakże nie męcząca. Jako zło totalne jednak, zarzucam temu filmowi to, że się dobrze skończył i że Batmanowi wszystko się udaje (wedle zasady do trzech razy sztuka).

Podsumowując – warto obejrzeć ten film, jest bardzo dobry, ale nie oczekuj od niego, że Cię zaskoczy, pokaże coś czego nie było. To kolejna dobra realizacja scenariusza Nolan’a.